Unia Europejska wyznacza standardy. Ale jakie? Krzywizny ogórka, definicji owocu, emisji spalin... i ostatnio jednolitych biletów. Można to popierać albo nie. Można nawet protestować jak Korwin i robić za pajaca. Tylko po co?
Chciałem dziś wymienić klamkę z szyldem w drzwiach zewnętrznych i ku swojej rozpaczy przekonałem się, że każdy producent zupełnie inaczej rozmieszcza otwory montażowe. Takiej w miarę podobnej nie było. Musiałem otwory w drzwiach przerabiać. Udało się ale z mozołem. Na szczęście odległości otworów na klamkę i wkładkę zamka to jeszcze jakiś standard. No i dobrze, że drzwi drewniane bo w metalowych miałbym trudniej (chyba).
Inny przykład. Czasem w trakcie jazdy okazuje się, że wycieraczki w naszym samochodzie już nie zbierają wody z szyby. Chcemy je wymienić i tu znowu zonk. Mamy w miarę nowy samochód i jego producent już zadbał o to by mocowanie wycieraczek było jedyne i niepowtarzalne. No i na stacji benzynowej wycieraczek do swojego auta nie kupię.
Może jednak warto wprowadzać standardy? Tylko takie sensowne, a nie komiczne w stylu definicji marchewki jako owocu.