Kupić mieszkanie, a potem je wynajmować. Prosty i oczywisty sposób na lokatę oszczędności. Tak się wydaje.
Z dawnych czasów pozostało mi małe mieszkanie w Krakowie. Gdy wyprowadzałem się na wieś postanowiłem nie sprzedawać go lecz pozostawić je sobie jako swoisty „fundusz emerytalny”. Aby nie dokładać zdecydowałem, że mieszkanie musi zarobić przynajmniej na swoje utrzymanie. Bo czy się w nim mieszka, czy nie, opłaty i tak są co miesiąc naliczane.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Ku mojemu zadowoleniu na mieszkanie szybko znaleźli się chętni i to w rodzinie. Co wydawało mi się bardzo korzystne bo… Miałem nadzieję, że stanowi to gwarancję braku trosk o stan mieszkania. Swoi będą dbać jak o swoje.
Niestety trochę się przeliczyłem. Po kliku latach mam znowu wolne mieszkanie, ale w stanie takim, że nadaje się tylko do generalnego remontu. Wszystkie zawory przeciekają, armatura do wymiany – taka korozja. W łazience pęknięta umywalka, wanna obita, a kibel – szkoda słów. Kuchnia niestety ze śladami po zalaniu. Musiałem wyrzucić meble kuchenne bo zwyczajnie zgniły na kontakcie z podłogą. Cóż… Jak się nie naprawia na bieżąco usterek, to potem trzeba wszystko i to generalnie.
Ale jest z tego nauka. O swoje trzeba dbać samemu, a nie liczyć, że ktoś nas w tym wyręczy. A wynajmowanie mieszkania to wcale nie jest taki prosty sposób na lokatę kapitału.
